Zapadłe w sercu

piątek, 2 sierpnia 2013

#48 Zgoda na szczęście, na szczęście

Niedługo wrócę do fotorelacji z Edynburga, a tymczasem kolejna recenzja!


Razem z koleżanką wybrałam się do biblioteki, tym razem w celu bardziej towarzyszenia. Jednak Pani bibliotekarka powiedziała mi, że odłożyła dla mnie książkę jednego z moich ulubionych autorów. Korzystając z okazji zapytałam od razu czy jest już może kolejna część powieści Anny
Ficner - Ogonowskiej, bo widziałam, że w katalogu widnieje już wpis, jednak bez dostępnych egzemplarzy. Okazało się, że jest i i tym sposobem z uśmiechem od ucha do ucha wyszłam zaopatrzona w kolejne dwie pozycje do czytania.



Zgoda na szczęście to trzeci tom po "Alibi na szczęście" i "Krok do szczęścia" powieści debiutującej pisarki Anny Ficner-Ogonowskiej. Gdy pierwsza wpadła w moje ręce, nie mogłam się od niej oderwać. Zdziwiłam się, że aż tak spodobała mi się książka polskiego autorstwa, ponieważ przyzwyczaiłam się już do tego, że moi ulubieni pisarze zazwyczaj są obcego pochodzenia. Zachęciło mnie to do większego zainteresowania naszą literaturą rodzimą. Szata graficzna dwóch pierwszych powieści - chodzi mi tutaj o okładkę - urzekła mnie. Obydwie bowiem przedstawiają wizerunki kobiet z kubkiem (dopowiadam sobie - herbaty) w dłoniach. Kolorystyka przyjemna dla oka, aż wyczuwa się taki spokój i ciepło. Ta okładka podoba mi się najmniej, jednak jak wiadomo najważniejsza jest zawartość.

Po zawiłych przejściach tomu pierwszego i jeszcze bardziej zaskakujących (aż wręcz momentami balansujących na niebezpiecznej krawędzi przesadzenia) problemów czy też sytuacji tomu drugiego, tu nareszcie wszystko zaczyna się powoli, jednak stopniowo układać. Nie oznacza to, że nie doświadczymy tu śladów łez czy boleści, a przez wszystkie kartki towarzyszyć nam będzie prawie, że anielska sielanka - o co to, to nie.
Hania powoli układa sobie życie u boku Mikołaja, oswaja fakt, że ma brata, jednocześnie zastanawiając się jak powiadomić o tym fakcie Dominikę. Jej siostra natomiast - świeżo upieczona mama - traci zupełnie głowę dla swojego małego Tomaszka. W życiu bohaterów przeplatają się smutki i radości. Nie brakuje cioci Anny, niezastąpionej, kochanej Pani Irenki, dwóch sióstr tak rożnych od siebie - Zuzi i Uli i innych znanych nam bohaterów.
Sposób pisania autorki jak już w poprzednich częściach powieści przypadł mi do gustu, jednak momentami zdarzało mi się pomijać opisy czy to literackiego świata czy też uczuć - może dlatego, że byłam bardzo ciekawa co będzie na końcu. Niektóre zwroty wywoływały uśmiech na mojej twarzy i tu pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich:

"Takiego podsumowania Dominiki nie mogli zlekceważyć i grzecznie czekali na ostatni przystanek mlecznej drogi Tomaszka."

"-Ani mi się waż! - usłyszała. - Masz nie beczeć! Nie po to malowałam cię przez pół godziny, żebyś teraz w minutę zrobiła z siebie pandę!"

"- Tylko nie ostro! - postawiła warunek, bo nigdy nie przepadała za makijażowymi pomysłami siostry.
 - Obiecuję, że będę używała kosmetyków, a nie musztardy, więc możesz być spokojna. Pieczenie Ci nie grozi."

Chociaż tak jak wspomniałam niektóre opisy zdarzało mi się pomijać, to jednak trafiały się takie nad którymi zatrzymywałam się na chwilkę:

"W latem pelargoniowych donicach kwitły teraz żółte bratki uśmiechające się do kołującego coraz niżej nad domem pani Irenki wiosennego słońca, oczkami swych brązowoatłasowych środków."

Koniec książki...jaki jest przekonacie się sami. Mogę tylko powiedzieć, że obawiałam się, że powstanie części tej powieści jeszcze więcej, przez co mi się przeje, będą robione one na siłę. Jednak historię zakończono w idealnym dla mnie momencie. Choć pod koniec już nawet opisów nie omijałam, bo chciałam chłonąć z tego świata jak najwięcej.

Dla niepocieszonych mam informację (zaczerpniętą także z tej książki), że już w listopadzie w księgarniach ukaże się specjalna wigilijna opowieść z udziałem naszych bohaterów.

Serdecznie polecam wszystkie trzy części książek Pani Anny!

(Recenzje tę zaczęłam pisać w trakcie czytania powieści, więc mogą występować pewne zaburzenia czasowe. Będę chyba praktykować ten sposób już zawsze, gdyż wtedy więcej mogę powiedzieć na temat danej książki. Aktualnie delektuję się pierogami z ich śmietankową pierzynką:)

Okruszki wymazane hihi)

swoje recenzje zamieszczam także na portalu www.merlin.pl

7 komentarzy:

  1. Nie czytałam;o Fajny post!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, mi też okładka trzeciej części podoba się najmniej, ale cóż - w końcu liczy się zawartość c;
    Może w końcu się do nich zabiorę, może... Na razie - zamiast ruszyć Dumasa, ha! - sięgnęłam po jedną z tych moich starych książek, walających się na półce - takich, co to mają podniszczone okładki i pożółkłe już ze starości strony, a pamiętają jeszcze czasy, gdy moja mama była mniej więcej w moim wieku C;

    OdpowiedzUsuń
  3. Doczytałam do pewnego momentu Twój post i dalej nie mogę bo tam piszesz co się dzieje, a ja dopiero na początku drugiej jestem! :-D Kurde tak mi się podobała pierwsza część i okładki dokładnie jak Tobie! A jak chcesz jeszcze fajną polską książkę to polecam "zielone jabłuszko", moja najulubieńsza! Tylko jak się zwała autorka, chyba Sowa, ale to jak powiesz tytuł w bibliotece, to będą wiedziały panie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak znajdę czas to pewnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam w planach przeczytać choć jedną książkę Evans

    OdpowiedzUsuń
  6. Mniam pierogi <3
    ciekawe książki

    OdpowiedzUsuń

Hej! :) Dziękuję za odwiedziny i za zostawienie po sobie śladu!