Zapadłe w sercu

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

#74 Miłość od pierwszego dźwięku

Pamiętam jak pewnego dnia leciał w tv jakiś program muzyczny. Bardzo spodobała mi się jedna piosenka, jednak nie znałam ani jej tytułu, ani wykonawcy. Pamiętałam teledysk. I tak nie wiem niestety jak ją potem odnalazłam ale udało się. To był ten oto utwór:



I tak zaczęła się moja nowa miłość. Był to rok może 2006. Na urodziny dostałam jej dwa albumy "No Angel" i "Life for rent". Zakochałam się, to nie była przelotna miłość, tylko dość trwałe uczucie do muzyki.



Mogę słuchać wielu rodzajów muzyki, wielu utworów, ale gdyby ktoś zapytał mnie kto jest moją ulubioną piosenkarką, mimo to, że mogłabym jej tymczasowo nie słuchać, odpowiedziałabym, że ona - Dido. Zawsze do niej i tak wracam po jakimś czasie :)

Niedawno dokupiłam kolejny jej album "Safe trip home". Na najnowszy "Girl who got away" nie skusiłam się ze względu na to, że dużą część piosenek ma wstawki jak ja to nazywam elektroniczne (komputerowe), a nie to lubiłam w starej Dido. Jednak mam kilka utworów, które i w tej płycie przypadły mi do gustu są to m.in. "Let Us Move On", "Day Before We Went War" i "Sitting On The Roof Of The World".

Dido urodziła się 25 grudnia 1971 roku w Londynie. Jej brat Rollo był członkiem rozwiązanej już grupy Faithless.

Gdybym miała odpowiedzieć, dlaczego akurat ona, nie umiałabym chyba znaleźć odpowiedzi. Po prostu to ta muzyka :).

Poniżej przedstawię kilka utworów z listy moich ulubionych. Na początek piosenka z pewnego filmu, która nie pochodzi z żadnego z jej albumów.




Kolejne to utwory z płyt.






czwartek, 7 sierpnia 2014

#73 Miłość jak ze snu

Na tą książkę natknęłam się przypadkiem, mój wzrok przyciągnęła okładka, której jednak kiedy przyjrzymy się z bliska okazuje się trochę tandetna. Wg mnie trochę niedorobiona, gdyż para na tym tle wypada...no dość sztucznie. W każdym bądź razie w końcu najważniejsza jest treść.




Nie jest to książka z jakimś głębokim przesłaniem. Z początku nazywałam ją nawet dość płytką, jednak po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że jednak coś się da z niej wykrzesać, bo nie jest to do końca tylko historia o miłości. Choć w większości tak.

Bohaterką książki "Zimowy ślub" Sharon Owens jest Emily pracująca w redakcji "Stylowego życia", która jakiś czas temu wraz ze swoimi wspomnieniami uciekła z Belfastu do Londynu by zacząć od nowa. Przeszkadza jej w tym jednak szafa pełna wspomnień, pamiątek. Na ich wyrzucenie jednak Emily nie znajduje wystarczającą siły. Pewnego dnia postanawia oddać nietrafione prezenty od swojej przyjaciółki Arabelli do sklepu dobroczynnego. Tam poznaje przystojnego Dylana...

Tak by można było w skrócie przedstawić wstęp do tej oto książki. I muszę zwrócić jej honor, gdyż nie jest do końca taka płytka jakby się mogło wydawać. Motyw szafy, uwięzienia we wspomnieniach, trudnego dzieciństwa przeplata gdzieś tą romantyczną historię sprawiając, że osiąga ona pewną głębię. Tylko żeby ktoś tu nie pomyślał, że czytam tylko jakąś nie wiadomo jak ambitną literaturę, o co to to nie, ja po prostu lubię książki z przesłaniem:)

Koniec końców popłakałam się przy ostatnich stronach. Mogło to być jednak spowodowane wydarzeniami w moim życiu z ostatniego czasu, więc jeśli Wam nie zdarzy się uronić łzy i będziecie się zastanawiać o czym ona pisała, to nie, spokojnie, jesteście normalni.

Ogólnie wydaje mi się, że warto tą książkę przeczytać jako taką odskocznię od szarej rzeczywistości.