Zapadłe w sercu

niedziela, 21 grudnia 2014

#77 Gwiazda i policjantka

Jakiś czas temu na jakimś blogu natrafiłam na recenzję serialu "Castle". Już sam opis mnie zaciekawił, gdyż swojego czasu namiętnie oglądałam i czytywałam kryminały, jednak starałam się rozsądnie wybierać, te bardziej krwawe odrzucałam.

Jakiś czas temu obejrzałam pierwszy odcinek, pierwszy dla mnie, bo był to któryś z kolei sezon i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Fabuła dla mnie idealna! Richard Castle znany pisarz obserwuje policjantkę w śledztwach przy okazji jej pomagając, gdyż cierpiał na niemoc twórczą i potrzebował inspiracji. Sprawy są poważne, jednak samo zachowanie Castle'a już niekoniecznie co podoba mi się jeszcze bardziej, bo zawsze kończę oglądać serial z uśmiechem na ustach :D

CSI:Miami czy NY, którę oglądałam wcześniej były od początku do końca poważne, a tu o ile sprawa jest poważna, o tyle zachowanie bohatera np. w życiu prywatnym nie do końca. Przykładem może być dialog bohatera ze swoją córką, która mówi do niego, że wybiera się uczyć czy coś w tym stylu, a ten mówi, wolisz naukę od nielegalnych fajerwerek? A ona do niego zawiodłam Cię? A on tak :D No po prostu cud miód! :D:D Hahaha

Jest niepoważny, ale też potrafi być poważny i tym mnie urzekł!

Ostatnio także oglądam "Napisała morderstwo", ale o tym może w innym poście :D

piątek, 28 listopada 2014

#76 Kiedy się zmieniamy...

Dawno mnie tu nie było. To znaczy jest co prawda post z października, ale to wszystko dotyczyło tylko recenzji...no tak miałam się na tym skupić. Niedługo do tego wrócę, chociaż ostatnio straciłam do tego serce. Nie czuję już takiej potrzeby jak kiedyś żeby tu pisać. A dlaczego? Zmieniłam się tak sądzę. Nauczyłam się żyć w tym realnym świecie.


W te wakacje wiele się działo. Najwięcej w mojej głowie i sercu. Różni ludzie, nowi ludzie, pożegnania. To wszystko szybko się działo. I dzieje nadal. Choć aktualnie jestem na etapie zatrzymania się. Stop. Trzeba przemyśleć.

Dziękuję tym wszystkim, którzy mimo wszystko dalej mnie tu czytają i postaram się poprawić w postach.

A tymczasem nastrajam się.





piątek, 3 października 2014

#75 Stara miłość nie rdzewieje...

Na książkę Mhairi McFarlane "Nie mów nic, kocham cię" trafiłam przez przypadek. Jednak naprawdę mnie wciągnęła! Opowiada z pozoru standardową historię spotkania przyjaciół ze studiów po latach. Ben i Rachel spotykają się w Manchesterze. Ona świeżo po rozstaniu, on razem z piękną żoną Oliwią niedawno się przeprowadzili. I tak równolegle poznajemy dwie historie - Bena i Rachel za czasów studiów, a także Bena i Rachel obecnie.

Książka ta jest lekko zabarwiona humorem, przez to momentami można się uśmiać czy nawet podłapać kilka ripost. Czyta się lekko, szybko mimo swojej objętości oraz niezwykle wciąga. Nawet okładka przypadła mi do gustu co rzadko się zdarza. Niestety nie mam zdjęcia z tego co kojarzę, ale załączam link:

http://merlin.pl/Nie-mow-nic-kocham-Cie_McFarlane-Mhairi/browse/product/1,1279711.html?place=suggest

Mam nadzieję, że do biblioteki dotrze także kolejna powieść wyżej wymienionej autorki, która odpisała mi nawet na facebooku co oznaczam za bardzo miłe:)

Recenzja ta jest dosyć krótka, gdyż nie chce zbyt wiele zdradzać, ponieważ książka jest wg mnie naprawdę warta uwagi.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

#74 Miłość od pierwszego dźwięku

Pamiętam jak pewnego dnia leciał w tv jakiś program muzyczny. Bardzo spodobała mi się jedna piosenka, jednak nie znałam ani jej tytułu, ani wykonawcy. Pamiętałam teledysk. I tak nie wiem niestety jak ją potem odnalazłam ale udało się. To był ten oto utwór:



I tak zaczęła się moja nowa miłość. Był to rok może 2006. Na urodziny dostałam jej dwa albumy "No Angel" i "Life for rent". Zakochałam się, to nie była przelotna miłość, tylko dość trwałe uczucie do muzyki.



Mogę słuchać wielu rodzajów muzyki, wielu utworów, ale gdyby ktoś zapytał mnie kto jest moją ulubioną piosenkarką, mimo to, że mogłabym jej tymczasowo nie słuchać, odpowiedziałabym, że ona - Dido. Zawsze do niej i tak wracam po jakimś czasie :)

Niedawno dokupiłam kolejny jej album "Safe trip home". Na najnowszy "Girl who got away" nie skusiłam się ze względu na to, że dużą część piosenek ma wstawki jak ja to nazywam elektroniczne (komputerowe), a nie to lubiłam w starej Dido. Jednak mam kilka utworów, które i w tej płycie przypadły mi do gustu są to m.in. "Let Us Move On", "Day Before We Went War" i "Sitting On The Roof Of The World".

Dido urodziła się 25 grudnia 1971 roku w Londynie. Jej brat Rollo był członkiem rozwiązanej już grupy Faithless.

Gdybym miała odpowiedzieć, dlaczego akurat ona, nie umiałabym chyba znaleźć odpowiedzi. Po prostu to ta muzyka :).

Poniżej przedstawię kilka utworów z listy moich ulubionych. Na początek piosenka z pewnego filmu, która nie pochodzi z żadnego z jej albumów.




Kolejne to utwory z płyt.






czwartek, 7 sierpnia 2014

#73 Miłość jak ze snu

Na tą książkę natknęłam się przypadkiem, mój wzrok przyciągnęła okładka, której jednak kiedy przyjrzymy się z bliska okazuje się trochę tandetna. Wg mnie trochę niedorobiona, gdyż para na tym tle wypada...no dość sztucznie. W każdym bądź razie w końcu najważniejsza jest treść.




Nie jest to książka z jakimś głębokim przesłaniem. Z początku nazywałam ją nawet dość płytką, jednak po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że jednak coś się da z niej wykrzesać, bo nie jest to do końca tylko historia o miłości. Choć w większości tak.

Bohaterką książki "Zimowy ślub" Sharon Owens jest Emily pracująca w redakcji "Stylowego życia", która jakiś czas temu wraz ze swoimi wspomnieniami uciekła z Belfastu do Londynu by zacząć od nowa. Przeszkadza jej w tym jednak szafa pełna wspomnień, pamiątek. Na ich wyrzucenie jednak Emily nie znajduje wystarczającą siły. Pewnego dnia postanawia oddać nietrafione prezenty od swojej przyjaciółki Arabelli do sklepu dobroczynnego. Tam poznaje przystojnego Dylana...

Tak by można było w skrócie przedstawić wstęp do tej oto książki. I muszę zwrócić jej honor, gdyż nie jest do końca taka płytka jakby się mogło wydawać. Motyw szafy, uwięzienia we wspomnieniach, trudnego dzieciństwa przeplata gdzieś tą romantyczną historię sprawiając, że osiąga ona pewną głębię. Tylko żeby ktoś tu nie pomyślał, że czytam tylko jakąś nie wiadomo jak ambitną literaturę, o co to to nie, ja po prostu lubię książki z przesłaniem:)

Koniec końców popłakałam się przy ostatnich stronach. Mogło to być jednak spowodowane wydarzeniami w moim życiu z ostatniego czasu, więc jeśli Wam nie zdarzy się uronić łzy i będziecie się zastanawiać o czym ona pisała, to nie, spokojnie, jesteście normalni.

Ogólnie wydaje mi się, że warto tą książkę przeczytać jako taką odskocznię od szarej rzeczywistości.




czwartek, 3 lipca 2014

#72 Bo każdy pragnie szczęśliwego zakończenia...

Dawno mnie tutaj nie było. Ktoś jakiś czas temu powiedział mi, że zapewne skasuje w końcu tego bloga. Byłam bliska tego, jednak gdy spojrzałam na nagłówek, na spis ludzi, którzy mnie czytają, to choćby była ich garstka to osiągnęłam to sama i jednak szkoda by mi było tak ostatecznie to porzucić. Dziś wracam do Was z jedną z pierwszych wakacyjnych recenzji w tym roku.




Na książkę Lucy Dillon "Szczęśliwe zakończenie" wpadłam przez przypadek o ile dobrze pamiętam. Wypożyczyłam ją już jakiś czas temu, wiecznie przedłużając termin oddania, głównie ze względu braku czasu w roku akademickim. Niektóre książki oddawałam bez przeczytania, jednak ta jakoś dzielnie trwała na mojej półce. I już wiem dlaczego. Nie mogłam się od niej oderwać.

Bohaterka Michelle po ucieczce od męża osiedla się w Longhampton, gdzie ma nadzieję zbudować na nowo swoje życie. Przez przypadek poznaje Annę - zabieganą właścicielkę niesfornego dalmatyńczyka Pongo. Stają się one mimo różnych charakterów dobrymi przyjaciółkami. Michelle - lokalna bizneswoman - po sukcesie swojego sklepu Home Sweet Home postanawia zamienić opuszczoną księgarnią na sklep z pościelą. Jednak istnieje pewien mały haczyk - prawnik Rory, który sprawuje pieczę nad interesami dotychczasowego właściciela księgarni - informuje Michelle o przymusie prowadzeniu księgarni jeszcze przez rok nim pojawi się w jej miejsce inny sklep. Kobieta podejmuje się tego zadania, a na kierownika wybiera Annę, dla której książki znaczą naprawdę wiele, są jej pasją, a jednocześnie sposobem oderwania się od rzeczywistości. Godząc obowiązki macochy dla trzech pasierbic - Lily, Chloe i Becci - Anna odnajduje swoje małe miejsce na ziemi. Jednocześnie właśnie to miejsce staje się zaczątkiem kolejnych wydarzeń, które ostatecznie odmienią życie niejednej osoby. Jednak czy wszyscy bohaterowie doczekają się swojego szczęśliwego zakończenia?

Książka ta jest przepełniona dobrymi emocjami - miłością, szczęściem, spokojem, a jednocześnie gdzieś z zakamarków wychylają się także te negatywne. Jest to opowieść na pewno warta polecenia, pokazująca, że czasami trzeba stanąć twarzą w twarz z naszą przeszłością, zamiast budować mury w teraźniejszości.


poniedziałek, 10 marca 2014

#71 Jak pozostać człowiekiem...czyli historia, która krzepi serce

Tym razem w książce Richarda Paula Evansa "Stokrotki w śniegu" poznajemy niezwykle bogatego, pewnego siebie Jamesa Kiera. Jest on bezwzględny, nieobliczalny, żądny zysku. Nie liczy się z uczuciami innych, pozostaje w separacji z żoną mając na boku inną kobietę, jego własny syn nie chce z nim rozmawiać. Bezwzględnie przejmuje ludzkie posiadłości, ziemie, stawiając w tych miejscach nowe nieruchomości, na których zbija miliony. I może to by tak trwało, gdyby pewnego dnia James nie trafił na swój nekrolog w gazecie...




Jest to niesamowita opowieść o tym jak zemsta potrafi zmienić człowieka. I o tym, że pieniądze to nie wszystko. Często może się zdarzyć, że wierzymy, że ten kto "trzyma" się naszych pieniędzy jest prawdziwym przyjacielem, a właśnie tej prawdziwej relacji z inną osobą zdajemy się nie zauważać.
W każdej sytuacji sukcesem jest pozostać człowiekiem, człowiekiem dobrym z wielkim sercem otwartym na innych, przede wszystkim naszych najbliższych.

Książka niesamowicie mnie urzekła, jest wspaniałą historią człowieka, który krok po kroku wraca w miejsce, z którego wypchnęła go chęć zemsty, pokazania, że da radę. Człowieka, który przekroczył granicę zza której czasami ciężko jest wrócić, bo niektórych rzeczy nie da się zmienić.

Oto dwa cytaty, które mnie urzekły, wybór nie był łatwy, bo wiele słów zapada w serce!

"Wszyscy, a na pewno niektórzy z nas, mamy poważną wadę. To co jest dla nas najważniejsze, potrzebne do życia, bierzemy za oczywiste, za dane. Powietrze. Wodę. Miłość. Jeśli jest obok was ktoś, kogo kochacie, jesteście szczęściarzami. A jeśli ta osoba i was darzy miłością – możecie mówić o prawdziwym błogosławieństwie. Jeśli zaś marnujecie czas dany wam na tę miłość, jesteście głupcami!"

"Co jest istotą świąt Bożego Narodzenia? To proste pytanie: łaska Boża. Oraz zrozumienie tego, że nie możemy na nią zapracować, tak samo jak nie możemy zasłużyć na to, by w naszym życiu pojawiła się miłość. Ze swojej natury łaska jest darem, czymś, co otrzymujemy bezwarunkowo, nieobwarowane żadnymi nakazami, nie w zamian za coś. Najlepsze, co możemy zrobić, to otworzyć na nią nasze serca, by przyjąć ją w pełni, z całych sił, z całą mocą i przekonaniem, że dzięki niej możemy stać się lepszymi ludźmi. To moim zdaniem prawdziwy cud Bożego Narodzenia."

Pozdrawiam Was, a za niedługo kolejne posty!

piątek, 7 marca 2014

#70 Życie wywrócone do góry nogami

Po czasie oczekiwania w  moje ręce wpadła kolejna powieść Richarda Paula Evansa z urzekającą okładką


i niemniej urzekającym wnętrzem. Poznajemy bohatera o imieniu Joseph.. Ma on 11 braci, ale wspólną matkę tylko z jednym z nich. Można dosyć mocno wyczuć rywalizację oraz zazdrość między braćmi, min. z powodu faworyzowania przez ojca obecnej partnerki - matki Josepha i jego brata. Wszyscy pracują w rodzinnej agencji reklamowej. Raz w jeden z dni pełnych pracy firma prawie straciła by klienta gdyby nie....sen Josepha! Przyśniły mu się podskakujące walizki i tym sposobem powstało nowe hasło reklamowe. Takich snów było więcej, a jeden z nich, nieopacznie opowiedziany przez ojca przy wspólnej kolacji rozpoczął serię zdarzeń...Przy najbliższej, nadarzającej się okazji, bracia pozbywają się brata z firmy, ten traci także narzeczoną, nie może kontaktować się z ojcem...Rozpoczyna nowe życie wbrew swojej woli w nowym miejscu. Jednak nie wszystko co z pozoru wygląda tragicznie musi i tak się skończyć...

Nie pamiętam książki R. P. Evansa na której bym się zawiodła i tak jest również i w tym przypadku.
Serdecznie polecam tę pozycję jak i inne tego autora:)

sobota, 8 lutego 2014

#69 O poziomkach zamkniętych w słoiczku

Pewnego razu będąc w Rossmannie w większym mieście natrafiłam na produkty do pielęgnacji ust firmy Flos-lek. Mój Rossmann, tutejszy jest wybrakowany jeśli o to chodzi :P, a czego nawet nie byłam do końca świadoma. Swojego czasu wiele dobrego czytałam o tej firmie także postanowiłam spróbować.

Były zarówno pomadki jak i balsamy w słoiczkach, ale moją uwagę szczególnie przykuła poziomkowa wazelina do ust. Dlaczego właśnie ona? Wyobraziłam sobie jak może przepięknie pachnieć i nie zawiodłam się!



Konsystencja? Jak to wazelina - przezroczysta, łatwo się ją nabiera i rozprowadza.


Co do działanie to jestem zadowolona - ładnie nawilża, nie mam po niej chemicznego posmaku w ustach, a w dodatku jak już zdążyłam napisać urzeka zapachem i ceną! Zapłaciłam gdzieś ok. 6-7 zł. Co do wydajności wydaje mi się ona również niezła, chociaż na razie nie mogę tego do końca stwierdzić, gdyż mam kilka swoich mazideł, a te ze względu na niezbyt higieniczne opakowanie używam w zaciszu domowym:)

Ogólnie zastanawiam się nad jej kupnem w przyszłości, ponieważ moja Tisane w słoiczku (która jest dużo lepsza niż ta sama w sztyfcie) jest droższa od tej. No cóż zastanowię się :D

Przepraszam Was, że tak mnie mało tutaj, ale studia mnie pochłonęły. Jednak planuje, planuje i wyplanowałam - uwaga - post o zapachach męskich! Tak, a co! W końcu kobieta ma nosa do takich rzeczy :D Czeka też kilka innych nowości moi drodzy czytelnicy Was w przyszłości :D

Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 4 stycznia 2014

#68 Człowiek uczy się całe życie czyli słów kilka o tym co dał mi wyjazd do Szkocji

To, co zyskałam dzięki wakacjom w Szkocji można by podzielić na kilka aspektów.

Pierwszym jest na pewno to, że w końcu udało mi się polecieć samolotem oraz to, że trafiłam na Wyspy Brytyjskie - chyba moje nie do końca uświadomione marzenie ha ha.
Miałam okazję zobaczyć piękną architekturę, która zachwycała mnie na każdym kroku, odwiedzić przeogromne muzeum, napawać się pięknem przyrody. Budynki z kamienia to coś z krajobrazu szkockiego czego na pewno mi brakuje. Tak samo przepiękny, duży park na brak którego także cierpię, a który najchętniej skopiowałabym i żywcem przeniosła do mojego miasta. Niesamowite było także "mieć pod ręką" jednocześnie zarówno morze jak i góry - fantastyczne uczucie!




















Kolejno to na pewno poznanie jednak trochę innej kultury, zwyczajów, poziomu życia, a także zmiana swojego myślenia.
Była to dla mnie dobra odskocznia, gdyż wyjazd nastąpił w momencie, kiedy już nie dawałam sobie rady ze wszystkim i wszystkimi, a chyba najbardziej z samą sobą. Zobaczyłam całkiem inny poziom życia, bo biorąc pod uwagę, że np. Szkot zarabia 1500 funtów (taki przykład) a Polak 1500zł. i nie przeliczając walut tylko patrząc w stosunku do zarobków to tak sok pomarańczowy 1 funt, polski np. biedronkowy 2l  prawie 5zł., pudełko truskawek 2 funty, polskie wątpliwe żeby kosztowały 2zł., tak samo było i z ciuchami, które lepszych firm kosztowały podobnie jak u nas ciuchy na targu (zaznaczam nie przeliczając tylko porównując stosunek do zarobków!), tak samo chociażby płyty z muzyką wypadały taniej. W Szkocji jest także bardziej rozwinięta pomoc socjalna, a także co najbardziej mnie zdziwiło, bo wcześniej o tym nie wiedziałam, syn Pani u której byłam jeśli ma frekwencję w szkole jakąś tam konkretną dostaje ileś funtów tygodniowo za chodzenie! Jeśli taki system przyjęto by w Polsce moja frekwencja zapewne byłaby bliska 100% ;). Jednak, żeby nie było, że jest tak kolorowo, zauważyłam też różnego rodzaju problemy i to, że chociaż to zagranica, często tak przez nas koloryzowana, wcale nie jest tam idealnie. Patrząc też pod aspektem wiary (która jest dla mnie ważna) zaczynałam być coraz bardziej wdzięczna, że urodziłam się w Polsce, bo jeśli urodziłabym się tam, to różnie by to mogło wyglądać.

Następnym aspektem jest niezwykła dla mnie przygoda kulinarna. Jako, że w domu zazwyczaj jadam podobne dania, a moje uczęszczanie do restauracji różnego rodzaju to raczej wyjątki, moje codzienne żywienie nie jest zbytnio urozmaicone. Tam natomiast np. w moje imieniny, które wypadają 5 lipca zostałam zaproszona do jednej z chińskich restauracji, gdzie mogłam spróbować kurczaka w miodzie i w sezamie, jakiejś zupy kukurydzianej, coś co wyglądem przypominało prażynkę, a było zrobione z kraba, cebuli smażonej w cieście taka jakaś oponka, że tak powiem :D Kurczaka barbecue i można by tak wymieniać i wymieniać. Niestety zdjęć nie posiadam, a szkoda. W domu natomiast moje podniebienie raczyłam takimi przysmakami jak jakiś (przepraszam, ale nie mam pamięci do nazw) tamtejszy słodki chleb chyba z rodzynkami posmarowany serkiem jakimś białym (tak wiem, moja dokładność zabija) z dodatkiem wędzonego łososia (pyyyyszności, takie kanapki to bym mogła wsuwać kilogramami), ryby bodajże także łososia cudownie przyrządzonej, ciasta z owocami na ciepło + gałką lodów (idealne połączenie), donutsy'ami i innych specjałów, których teraz nazw nie pamiętam, ale wiem, że jadłam jakieś meksykańskie danie...chyba meksykańskie :D Wiem, że było bardzo dobre...mmm....rozmarzyłam się.



 Następnie to aspekt ciuchowy! Moja szafa na pewno się wzbogaciła, a dzięki ostatniemu przyjazdowi Pani z odwiedzinami w Polsce, mam zapas bokserek chyba na całe życie ha ha. Ciuchy tam są przepiękne! Wiadomo, że nie wszystkie, ale jakbym zarabiała w funtach....moja garderoba byłaby jak marzenie :D
Tu na dużą uwagę zasługują second handy, które nie są tak jak niestety często u nas bywa zatęchłymi pomieszczeniami z milionem rzuconych rzeczy. Tam te sklepy to istne arcydzieła! Cudowne wystroje wnętrz (np. stare krzesła, walizki, regał, rzeczy na wystawie poukładane kolorystycznie, tematycznie, z fantazją!). A co najważniejsze i najciekawsze te second handy to tak jakby wolontariaty, każdy z nich na coś zbiera, a to na raka, a to na biedne dzieci z jakiś krajów. Jeden wyglądał tak luksusowo, że aż bałam się do niego wejść! Można stamtąd wynieść niezłe perełki znanych marek, a czasami nawet całkiem nowe rzeczy jeszcze z metką! Istny raj zakupowy :D Oczywiście nie omieszkałam także odwiedzić sławetnego Primarku, którego ceny nawet  w przeliczaniu na polskie zwalały mnie z nóg i zachęcały do wrzucania jeszcze większej ilości rzeczy (chociażby T-Shirty w przeliczeniu na nasze ok. 15zł.)











Podsumowując mówi się, że podróże kształcą. Dziś rozumiem to pod zupełnie innym kątem niż dotychczas. Do tej pory wydawało mi się, że chodzi tu o zdobycie sporej wiedzy na temat odwiedzonych miejsc czy też lokalnej architektury. Poznanie nowych przepisów kulinarnych, nowych sposobów spędzania wolnego czasu.
Ja zrozumiałam to, że wszędzie jest wg nas dobrze, ale tam gdzie nas nie ma. Często koloryzujemy zagranicę. Fakt, że np. tutaj gdzie byłam zarówno i produkty spożywcze, ubrania jak i sprzęt elektroniczny w stosunku do zarobków jest tańszy niż u nas, dzięki czemu można pozwolić sobie na wyższy standard życia. Jednak ni wszystko jest takie kolorowe jakby nam się mogło wydawać. I tu są problemy, bieda, choroby, zamieszki, narkotyki, broń, alkoholizm. Ten wyjazd otworzył mi oczy na pewne sprawy, a także pomógł zmienić myślenie. Z dnia na dzień także uczyłam się coraz bardziej doceniać to co mam. Mam jednak nadzieję tam wrócić, bo na pewno jest jeszcze wiele miejsc, które mogę zobaczyć, a może nawet udałoby mi się wybyć poza Edynburg :)

Ściskam Was i do przeczytania w kolejnych postach!:)

piątek, 3 stycznia 2014

#67 O sprawach damsko-męskich w nietypowym stylu...

Jak już pokazywałam jednym z moich prezentów urodzinowych był film "Jak stracić chłopaka w 10 dni" - obraz bardzo dobrze mi znany i lubiany.



W rolach głównych zobaczymy tu Kate Hudson (bardzo lubianą przeze mnie aktorkę) i Matthew McConaughey.  Jest to produkcja z roku 2003. Poznajemy piękną, młodą Andie Anderson, która pisze porady do znanego, kobiecego magazynu Composure. Jej najnowszym tematem jest zainspirowany błędami przyjaciółki materiał o tym "Jak stracić chłopaka w 10 dni". Andie ma nadzieję, że po tym jej szefowa pozwoli jej na pisanie artykułów na tematy takie jak polityka, głód na świecie - jednym słowem na coś poważniejszego niż do tej pory. Jednocześnie poznajemy także Benjamina Barry'ego - pracownika agencji reklamowej, który kobiet ma na pęczki. Aby zdobyć bardzo lukratywny kontrakt musi udowodnić, że potrafi rozkochać w sobie dowolną dziewczynę i przyprowadzić ją na bankiet, gdzie okaże się czy mu się udało. Dwie największe jego rywalki po wizycie w Composure wskazują mu w restauracji właśnie Andie....niczego nieprzeczuwający Ben podejmuje wyzwanie. Jeszcze nie wie jakie atrakcje w związku z tym go czekają...

Komedia romantyczna, ale bawi mnie momentami do łez, szczególnie scena z różową, słodką toaletą lub koncertem Celine Dion ha ha :D A także wzrusza (scena, kiedy Andie mówi Benowi, że gdy jego mama go przytulała, naprawdę to robiła...za grę w karty, tak po prostu :) )

Serdecznie polecam ten film wszystkim!

I korzystając z okazji życzę Wam wspaniałego, radosnego, błogosławionego Nowego Roku!