I nadszedł ostatni dzień grudnia - tak oczekiwanego zawsze przeze mnie miesiąca. Czas leci stanowczo za szybko, jednak powtarzanie tego w kółko, a tym bardziej narzekanie na ten fakt i tak tego nie zmieni.
Jaki był ten rok? Próbuję sobie przypomnieć co robiłam w te ferie zimowe, ale jakoś słabo mi to wychodzi :D Potem mam kilka chwil w pamięci z okresu Wielkanocy oraz maturalny maj. Następnie najdłuższe wakacje w życiu. Po raz kolejny poznałam wiele osób, wiele chwil wartych zapamiętania, czas do którego chętnie bym wróciła, łzy pożegnania, świadomość, że już nigdy nie spotkamy się w tym samym gronie w tym miejscu.
Dziękuję wszystkim osobom. Bo tak naprawdę nowy rok nic nie zmienia, zmiana może nastąpić w każdym momencie naszego życia, nie tylko na początku każdego roku. Jednak warto sobie uświadomić, że właśnie minął kolejny rok z osobami, które kocham, za co bardzo im dziękuję.
Bo te same miejsca nie smakowałyby tak dobrze bez nich :)
Życzę Wam dużo radości, miłości, wiary, nadziei, wytrwałości. Aby nowy rok był czasem realizacji Waszych planów i marzeń! :)
Marzę, planuję. A po chwili stwierdzam, że czasami nie mając planów, oczekiwań jest lepiej. Mniej rozczarowań. Dużo rzeczy dzieje się, zmienia każdego dnia. Każdego dnia ktoś na świecie umiera, każdego dnia ktoś na świecie się rodzi. Każdego dnia czeka na nas coś nowego. Nigdy nic nie powtarza się w identyczny sposób, chociaż czasami tak bardzo byśmy tego chcieli. Czasami idziemy przez życie z uśmiechem na ustach, innym razem znowu nie możemy powstrzymać łez. To tak jak z niebem. Czasami idziemy otoczeni blaskiem promieni słonecznych, innym znów razem ochraniamy się przed kroplami deszczu parasolem. Ale po każdej burzy wychodzi słońce, a czasami nawet tęcza. I chociaż ludzie odchodzą, Ci prawdziwi zostają. Zostają na zawsze. I choć czasami ich nie widzimy, wiemy, że są. Bo prawdziwa przyjaźń nie umiera, nie gaśnie.
Wspomnienia, myśli, wspomnienia. :)
Zastanów się co w życiu jest najważniejsze i przewartościuj to życie. Trzeba mieć solidną podstawę, żeby któregoś dnia nie obudzić się z myślą, że nasze życie runęło jak zamek z piasku.
I nadszedł już ten czas.
Pragnę życzyć Wam dużo radości, miłości, aby nowonarodzony Chrystus oświecał Waszą drogę i obdarzał Was bezgraniczną miłością. Aby te Święta były pełne ciepła rodzinnego z daleka od facebooka:):)
Postanowiłam sobie dzisiaj nie wejść ani razu na facebooka, jednak po chwili zorientowałam się, że z przyzwyczajenia i tak go włączyłam. Stanowczo trzeba go ograniczyć.
A tymczasem uciekam, bo gdy się Chrystus rodzi... :)
Grudzień mmmm...
6 grudnia wysłannik św. Mikołaja dorwał mnie na uczelni. Bardzo dziękuję mojemu prywatnemu pomocnikowi świętego Mikołaja za tę niespodziankę! :):)
Tydzień temu odwiedziły mnie dziewczyny, aby razem ze mną świętować nadchodzące urodziny. Dziękuję za prezenty, za Waszą obecność, za to, że jesteście i podnosicie mnie na duchu każdego dnia!
Dzisiaj natomiast czas na rodzinkę, a jutro wielki finał - 16 grudnia dokładna data moich urodzin. Będzie się działo wieczorem i najprawdopodobniej uda się być także gościom specjalnym z czego się niezmiernie cieszę!
W nadchodzącym tygodniu zbliża się także ważne zaliczenie i jestem pełna obaw, ale jakoś to będzie, musi!
Chciałabym w tym miejscu oficjalnie podziękować Bogu za to, że otaczają mnie tacy wspaniale ludzie. I tym ludziom za to, że są, wspierają mnie, obdarzają swoją bezinteresowną miłością. Dajecie mi niezwykłą radość w zwykłej codzienności, dziękuję Wam!!!
Niedługo porobię jakieś zdjęcia, a w czasie przerwy świątecznej postaram się wszystko ogarnąć, no chyba, że wyjadę na 4-dniowego, niezwykłego Sylwestra;)
I nastał pierwszy dzień grudnia - jednego z moich ulubionych miesięcy ze względu na Boże Narodzenie, ferie świąteczne oraz moje urodziny.
Miesiąc ten postanowiłam także poświęcić zgłębianiu myśli św. Josemaria Escriva, gdyż w końcu otworzyłam książkę "Droga", którą jakiś czas temu zakupiłam, a która wypełniona jest wieloma niezwykłymi myślami autora przyporządkowanymi odpowiednim hasłom.
Coś zaczyna i coś się kończy, coś przychodzi i coś odchodzi. Czas nigdy nie stoi w miejscu. Już prawie rok 2013, nawet nie wiem kiedy to tak szybko zleciało. Już myślałam, że szybciej niż w liceum czas nie może mi uciekać, a jednak.
Jakiś czas temu, już bardziej odległy trafiłam na książki autorstwa Fannie Flagg. Bardzo spodobał mi się jej styl pisania i myślałam, że już publikowałam tu jakąś recenzję którejś z jej pozycji, jednak okazało się, że nie. Możliwe, że były one zawarte gdzieś w starych postach, które jak widać nie zagrzały tu zbyt długiego miejsca. Także pragnę przedstawić Wam jedną (akurat tak pod temat grudniowy) z jej książek, a mianowicie "Boże Narodzenie w Lost River" lub jak kto woli "Święta z kardynałem".
Niestety nie pojawi się tutaj recenzja, gdyż czytałam tą książkę zbyt dawno by teraz móc wiele powiedzieć a nie chciałabym kopiować recenzji innych czytelników :). Pamiętam jednak, że książka ta zapisała się w mojej pamięci oraz szczerze zachęciła do sięgnięcia po inne pozycje Fannie Flagg w tym także po "Nie mogę się doczekać...kiedy wreszcie pójdę do nieba" która podbiła moje serce bez reszty! Gdy na studiach będzie trochę luźniej, a w bibliotece na stanie wyżej wspomniane książki, może odświeżę sobie trochę ich treść i wtedy zamieszczę coś porządnego :).
Na koniec taka perełka:
"Cokolwiek myślisz o sobie, w oczach Boga masz najwyższą wartość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak ważne jest to, że istnieją. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak wiele znaczy sam ich widok. Niektórzy ludzie nie wiedzą, ile radości sprawia ich przyjazny uśmiech. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jakim dobrem jest ich bliskość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, o ile bylibyśmy biedniejsi bez nich. Niektórzy ludzie nie wiedzą, że są darem niebios. Mogliby wiedzieć, gdybyśmy im to powiedzieli." - Bruno Ferrero
Przesyłam całusy i uściski :) Dziękuję za każde odwiedziny!:)
Idziemy przez życie mniej lub bardziej świadomi swoich wad.
Idziemy przez życie z lepszą bądź gorszą opinią na swój temat.
Idziemy przez życie z bardziej lub mniej podniesioną głową.
Jednak idziemy.
I nadchodzi taki moment, gdy nasze wady uderzają nas do tego stopnia, że nie możemy przejść obok nich obojętnie. Przystajemy uświadamiając sobie, że niestety, ale tacy właśnie jesteśmy. Po chwili zadumy, zaczynamy szukać wyjścia z tej sytuacji zastanawiając się, jak możemy siebie zmienić, zmienić to co nas w tym momencie tak bardzo przytłoczyło.
Weekend zmiażdżył mnie kompletnie. Zwróciłam uwagę na wiele rzeczy, zaczęłam myśleć o wielu rzeczach.
Mimo tego, że wraz z niedzielą kończy się weekend, cieszę się, że ten dzień dobiega końca. Oby jutro okazało się lepsze.
"Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy. " - Oscar Wilde Siła ma
Dzisiaj jest piękny, słoneczny dzień - mimo zimna takie lubię najbardziej, gdyż wtedy towarzyszy mi dobry humor.
Decyzje są trudne, a ich zrealizowanie jeszcze trudniejsze. Właśnie podjęłam kilka z nich i zobaczymy co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że niektóre historie znajdą swoje zakończenie i będą mogły spokojnie wylądować sobie na dnie mego serca.
Co do recenzji książek. Serdecznie polecam książki autorstwa Francine Rivers. Niestety nie dodam tu szczegółowych recenzji, bo zapomniałam zrobić im zdjęcia przed oddaniem i już tyle czasu minęło, że nawet dokładnie nie potrafiłabym ich opisać jednak pamiętam, że wywarły na mnie bardzo duże wrażenie oraz pozostawiły ślad w sercu i na duszy, a to już coś znaczy. Może tak pokrótce tylko:
"Ogród Leoty" - przepiękna powieść o prawdziwej nadziei, więziach rodzinnych, które często zrywane są przez niedomówienia, zakrywaną przez wszystkich prawdę. Jak powiedział Stanisław Jerzy Lec - "Samotność, jakaś Ty przeludniona!".
"Dziecko pokuty" - porusza problem aborcji, a także prawdziwej miłości, która potrafi przejść wszystko.
"Purpurowa nić" - miłość, wierność, zdrada, pieniądze. Co w życiu jest najważniejsza i jak to wpływa na nas samych. Pamiętam, że byłam tak zauroczona tą książką, że chciałam w pierwszej chwili biec do najbliższej księgarni i zaopatrzyć się w swój własny egzemplarz.
A tymczasem wracam do moich obowiązków. Postaram się częściej coś tu naskrobać, ale ostatnio czasu coraz mniej, a zajęć coraz więcej. Chyba jednak będę zmuszona do prowadzenia kalendarza, bo coś czuję, że bez tego ani rusz :)
"Czy to nie absurdalne, że wspomnienia o dobrych czasach o wiele częściej doprowadzają nas do łez, niż wspomnienia o tych złych" - Walter Moers
Ach jakżebym chciała cofnąć czas. Niektóre sytuacje, rzeczy, ludzie zdają się już nie wrócić. Niestety.
Studia póki co pochłaniają mnie całkowicie, regularne zaliczenia wymagają systematycznej nauki, na którą okropnie nie mam chęci (taki syndrom powakacyjny), a poza tym ciężko mi to wszystko wchodzi do głowy.
Tak wiem miały być recenzje. I będą, naprawdę, tylko muszę porobić te zdjęcia, a coś się za to nie mogę zabrać. Zresztą jestem jakaś pozbawiona wszelkich sił na wszystko :P
Swoją drogą - ostatnio pomyślałam o tym, że chciałabym pisać artykuły. Ale jak to ja kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać. W sumie już trzy artykuły mam za sobą, ale raczej tam gdzie je opublikowali nikt mnie "nie wypatrzy" ażebym mogła działać coś dalej w tym kierunku.
Zawsze także marzyłam o tym, aby nauczyć się gry na pianinie bądź fortepianie. Może i to kiedyś spełnię.
Życie ucieka mi pomiędzy palcami, a ja mam wrażenie, że nie robię nic konstruktywnego i wartego uwagi.
Dużo się ostatnimi czasy dzieje. Może nawet nie tyle na zewnątrz co wewnątrz mnie. Mało osób o tym wie, bo gdy sama tego nie potrafię zrozumieć, jak mogłabym to wytłumaczyć komuś z zewnątrz.
Od jutra zacznie się intensywny czas. Studia to coś co mnie przeraża. Nawet nie wiem kiedy i gdzie uciekły te 4 miesiące i kilka dni. Będzie mi brakowało tego beztroskiego snu, miliona planów, wolnego czasu, spędzania godziny dwunastej wielu dni powszednich w bardzo wesoły sposób. Mam jednak nadzieję, że pośród tego wszystkiego odnajdę czas na te większe czy też mniejsze przyjemności.
Ostatnio także zaczęłam parać się nowym zajęciem, na początku z własnej woli, a teraz można by rzec, że z przymusu, jednak nie ubolewam nad tym, a nawet cieszy mnie ten fakt. Dzisiaj muszę dopełnić jeszcze kilku obowiązków, a potem mogę udać się na wcześniejszy wypoczynek ze względu na bardzo ranne pory wstawania (ubolewam).
Niektóre z osób, które w ostatnim czasie napawają mnie niezwykłym optymizmem, a także rozbawiają do łez, możliwe, że w tym roku, który się zbliża odejdą do innych miast. Niestety taka jest kolej rzeczy i jak zawsze ubolewam nad tym, że nie dane mi było poznać ich, spędzać z nimi czasu od początku, jednak w myśl powiedzenia, lepiej późno niż wcale.
Czuję jednak, że trochę czasu zmarnowałam. Tak, tak, Facebook momentami pochłaniał mnie bez opamiętania, jednak to wszystko działo się za sprawą ludzi i różnych rozmów z nimi, także chyba nie był to do końca czas stracony. Poza tym wakacje minęły mi w otoczeniu wielu, wielu osób, tych których lubię bardziej i tych, których może mniej, jednak mimo to każda z tych osób wniosła i wnosi coś do mojego życia. W końcu nikt z nas nie jest idealny i nigdy nie będzie - co chyba jednak wychodzi nam czasami na dobre.
Chociaż rano byłam jakaś rozdrażniona, teraz ogarnął mnie jakiś dziwny spokój, Boży spokój.
W końcu tyle rzeczy się dzieje, i to nie tylko tych złych, ale i dobrych, w końcu zmiany i tak nastąpią - czy tego chcemy czy też nie.
W najbliższym czasie postaram się o jakieś recenzje książek lub kosmetyków tylko ogarnę kwestię zdjęć, bo to mi w sumie najgorzej wychodzi, a nie chcę podbierać materiału z internetu do tych celów, gdyż wolę własne zdjęcia danej rzeczy.
Tymczasem opuszczam Was zanurzając się w lekturze oraz zbierając siły na resztę dnia.
Błogosławionej niedzieli i mnóstwa radości w nadchodzącym tygodniu Wam życzę.
Na początek balsam do ust w prostym słoiczku - Tisane
Balsam do ust o zapachu i kolorze krówek - jednych z moich ulubionych cukierków! Wspaniale nawilża usta, a także nie pozostawia chemicznego posmaku. Taki oto słoiczek mieści 4,7g tego cudeńka. Jest także dostępna wersja w sztyfcie, która pewnie jest bardziej higieniczną opcją w trakcie wyjść :P Ceny niestety Wam nie podam, ponieważ nie pamiętam ile za niego zapłaciłam, ale gdzieś do 10zł. Ostatnio widziałam wersję w sztyfcie w aptece za ok. 12zł. Serdecznie polecam!
Kolejnym produktem, który chciałabym Wam przedstawić jest dezodorant atomizer Gabriela Sabatini Ocean Sun - jeden z moich ulubionych zapachów.
Nuta zapachowa: mandarynka, zielone mango, gruszka nashi, orchidea Cattleya, konwalia, fiołek, nuty drzewne, białe piżmo.
Piękny słoneczny zapach!!! Jak na taki dezodorant utrzymuje się dość długo i jest intensywny :)
Oraz ostatnia rzecz - perfumy z naszej miejscowej rozlewni o zapachu Miss Dior Cherie.
Niby powinnam już dawno zrobić porządki po remoncie, ale jakoś jeszcze kilka takich szczegółów wisi nade mną i trzeba się w końcu za nie zabrać.
Zastanawiam się nad zakupem zeszytu w którym będę zapisywała wszystkie adres, numery telefonów...już mam nawet taki bardzo ładny na oku, ale w tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy na pewno takie coś jest mi potrzebne. W sumie większość numerów mam w telefonie. No dobre do lekarza nie mam.
Czasami zastanawiam się nad niektórymi rzeczami tak długo (czasami pierdółkami czasami nie), że aż mam ochotę żeby ktoś podjął tę decyzję za mnie.
Wakacje mijają w zastraszającym tempie, nie zdążyłam się obejrzeć, a tu już wrzesień.
Mam nadzieję, że nowy etap zacznę pełna energii i radości, a nie pesymistycznych myśli, które na razie krążą po mojej głowie.
Cały czas coś się dzieje. W sumie to dobrze, ale czasami nie mam chwili na złapanie oddechu i przyzwyczajenie się do nowej sytuacji.
Ale takie już jest to życie :-)
Kiedy zdobędę zdjęcia książek, które ostatnio czytałam (wolę własnoręcznie robione niż z internetu) to umieszczę tutaj ich recenzje.
Ostatnio odkryłam kilka fajnych kawałków, które od razu trafiły na moją playlistę na youtube. Tu przestawię Wam kilka z nich :-)
Odkopałam trochę zapomnianą przeze piosenkę:
Oraz przy okazji odkryłam inny ich utwór:
"I said Ruby Ruby RubyYou’ve gotta start lifting your Head up head up head upAnd I said Ruby Ruby Ruby I know it's hard but you gotta getOut of bed out of bed out of bedYeah she don’t know what to doShe’s got everything but nothing to loose"
Oraz kolejna piosenka w której urzekł mnie również tekst:
"Some things you can't go back to, some things need left aloneDon't mess with a memories of a life passed onOh the tumbling reservations at the heart of my mistakesOh some things you can't go back to cause you let them slip awayI don't wanna be a witness to a path that's overgrownI don't wanna see this house not be a home'Cause time has taken toll on what we couldn't seeNo I don't wanna be a witness to the end of you and meHow am I gonna make each moment better than the lastHow am I gonna make it better if I can't go backOh the tumbling reservations at the heart of my mistakesOh some things you can't go back to cause you let them slip awayOh some things you can't go back to"
Polecam także inne utwory tej Pani! Jest wspaniała!
Oraz piosenka, którą przesłuchałam już tyle razy, że chyba pójdzie na jakiś czas w odstawkę ;)
"Yeah we're all wonderful, wonderful peopleso when did we all get so fearful?"
Także ostatnie dni to dla mnie wielki muzyczny bum. Miłego słuchania :-) Zapraszam również do przejrzenia uzupełnionej już zakładki "o mnie".
Dzisiaj kolejna recenzja książki.
Jest to prawdziwa historia chłopca spisana przez jego ojca. Odbył on niesamowitą podróż, a mianowicie podczas operacji odwiedził Niebo!
To co tam zobaczył może zaskoczyć niejednego z nas, a także umocnić lub rozbudzić w nas wiarę.
Książka wciąga aż do ostatniej strony! A i tak wciąż nam mało i mało :)
Kilka stron poświęconych jest także fotografiom rodzinnym i nie tylko :)
Plusem jest także dziecięcy język i prostota z jaką mały Colton opowiada o Niebie, bardzo dużym Bogu, Jezusie i Aniołach.
Serdecznie polecam książkę "Niebo istnieje...naprawdę!" Todd Burpo oraz Lynn Vincent. Osobiście uważam, że jest ona godna uwagi oraz w wiarygodny sposób przedstawia Niebo - miejsce do którego mam nadzieję trafić po śmierci oraz pięknie ilustruje obraz Boga :).
Przez mój brak dzisiejszej weny do jakiegoś dłuższego opisu dodam standardowy opis tejże o to książki, na który natkniecie się na wielu stronach internetowych, a także z tyłu okładki. Warto dodać, że kupująć tę książkę wspomagamy fundację Ewy Błaszczyk "Akogo?".
Kiedy Colton Burpo cudem wyzdrowiał po nagłej operacji wycięcia wyrostka robaczkowego, jego rodzina nie posiadała się z radości. Nie spodziewała się jednak, że w ciągu następnych kilku miesięcy usłyszy piękną i wyjątkową historię o podróży małego chłopca do nieba i z powrotem. Niespełna czteroletni Colton oznajmił rodzicom, że opuścił swoje ciało podczas zabiegu, wiarygodnie opisując, co jego rodzice robili, gdy on leżał na stole operacyjnym. Opowiadał o wizycie w niebie i przekazywał historie ludzi, z którymi spotkał się w zaświatach, a których nigdy wcześniej nie widział. Wspominał nawet o zdarzeniach mających miejsce jeszcze przed jego narodzinami. Zaskoczył swoich rodziców opisami i mało znanymi szczegółami o niebie, dokładnie pasującymi do tego, co podaje Biblia, a przecież nie mógł ich stamtąd znać, bo jeszcze nie umiał czytać. Z rozbrajającą niewinnością i typową dla dziecka prostolinijnością Colton opowiadał o spotkaniach z członkami rodziny, którzy już dawno odeszli z tego świata. Opisywał Jezusa i anioły, twierdził, że Bóg jest „bardzo, bardzo duży” i naprawdę nas kocha. Historia ta – opowiedziana przez ojca przywołującego proste słowa własnego syna – ukazuje miejsce, które czeka na nas wszystkich, gdzie, jak mówi Colton, „nikt nie jest stary i nikt nie nosi okularów”. "Niebo istnieje... naprawdę!" na zawsze zmieni sposób, w jaki myślisz o wieczności, pozwalając ci przyjąć perspektywę dziecka i uwierzyć jak ono.
Przepraszam Was za tak długą przerwę, ale byłam w rozjazdach :)
Kiedy wszystko uporządkuję pojawi się recenzja kilku wspaniałych książek, które ostatnio przewinęły się przez moje ręce. Już niedługo :)
Kocham czytać. I często rozpaczam, gdy dotrę do ostatniej już strony danej książki. Często zastanawiam się co było dalej, uważam, że autor za mało dopowiedział. Ale to chyba dobrze czuć niedosyt niż przesyt :) Książki zabierają mnie w inny świat, potrafią ukazać wydawało by się dobrze znane nam sprawy w zupełnie innym świetle. Książka to też dobry sposób na odpoczynek czy na "zabicie" nudy :).
Od sierpnia mam w planach wybierać się na poranny spacer uwieńczony spędzeniem w miłym miejscu dłuższej chwili na jakiejś ławeczce z dobra książką w ręku. Mam już nawet na oku jedno takie miejsce i dużo książek czekających w kolejce.
A więc czytajcie Moi Drodzy jak najwięcej! Pozdrawiam i ściskam!
Już po wynikach matur. W sumie jestem zadowolona :)
Po pewnym wydarzeniu dzisiaj i rozmowie stwierdziłam, że ze wszystkim da się żyć. I to pięknie żyć. Trzeba mieć tylko silną wolę i nie można się załamywać. Trzeba iść naprzód, z uśmiechem przez życie, na przekór tym co źle nam życzą. Po drodze na pewno spotkamy wspaniałych ludzi, którzy nie pozwolą nam na samotność. Ten Ktoś z góry już na pewno się o to zatroszczy :).
Jeśli ktoś zauważył zrobiłam mały remont na blogu. Postanowiłam pisać teraz przemyślane notki, mniej osobiste, więcej nastawione na informację czy też jakieś refleksje. Musze posegregować jeszcze zdjęcia po czym jakieś na pewno dodam. Przepraszam Was, że to tak długo wszystko trwa, ale ostatnio robię naraz dużo rzeczy i się nie wyrabiam. Ale lubię to, przynajmniej nie ma czasu na nudę :)
Zakochałam się w tej piosence!!!
Upały dają mi bardzo w kość, nie mam po prostu sił!
Ostatnimi czasy moja koleżanka z okazji zakończenia matur pożyczyła mi pewną książkę jako, że obecnie mam więcej czasu.
Z początku nie mogłam się za nią zabrać, bo to albo nie było mnie w domu, albo jakoś nie mogła przebrnąć przez pierwsze strony tej powieści. Jednak im dalej tym człowiek coraz bardziej się zatraca.
Główny bohater Reese i mała dziewczynka Annie zabiorą Was w świat wartości, o których tak często zapominamy oraz pokażą wiele szans, możliwości, które tak łatwo zaprzepaścić oglądając się wstecz.
Jest to piękna opowieść o miłości, nadziei, sensie życia i o sercu - w znaczeniu dosłownym i metaforycznym.
Pokazuje jak wielkim cudem jest człowiek, który kryje w swojej piersi niezwykłe dzieło - serce, które pracuje bez przerwy i nikt nie musi mu o tym przypominać. Uderzył mnie też pewien fakt - ktoś w tej powieści zmarł 5 lat temu...
Nasze rany zaleczają, zasklepiają się w bardzo dziwnych okolicznościach, w bardzo dziwny sposób. Nigdy nie pomyślałabym, że jakaś wydawało by się z pozorów banalna książka będzie potrafiła mnie tak poruszyć, a z każdą łzą będę stawała się coraz bardziej wolna. Wczoraj gdy skończyłam ją czytać pierwszy raz zatrzymałam się i posłuchałam bicia własnego serca...
Chyba pozostanie mi jedynie zakupienie tej książki,a bym nigdy nie zapomniała...:)
„Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło”
Avon scrub do ciała - nie polecam! Niby gruboziarnisty, a tak naprawdę mało co czuć, praktycznie w ogóle nie ściera, plusem jest jedynie ładny zapach ;)