Gdy przytłoczyła mnie rzeczywistość, powróciły wspomnienia...
Zapadłe w sercu
niedziela, 24 listopada 2013
piątek, 1 listopada 2013
#63 Życie po śnie...
Po przebudzeniu Maggie pragnie macierzyństwa...Jednak po pierwszym porodzie nie wiadomo czy to będzie możliwe. Pastora Johna dopada przeszłość...Jego córka Amanda wraz z Amosem i przyjaciółmi są w niebezpieczeństwie...
"Maggie" to druga część powieści "Umarli nie tańczą". Stwierdzam wszem i wobec, że pierwsza część była lepsza. Taka w stylu Charlesa Martina, mogliśmy poznać uczucia głównego bohatera, zreflektować się...A tu? Co prawda także poznajemy wewnętrzne przeżycia bohaterów, jednak momentami miałam wrażenie, że czytam powieść sensacyjną, przygodową. I nie znaczy to, że czytało się to źle, bo w końcu dobrnęłam do ostatniej strony, jednak to nie to, czego oczekiwałam, czego mogłam oczekiwać po autorze i po pierwszej części. Momentami miałam wrażenie, że jest to bardzo naciągane, wymyślone tylko po to, aby można było napisać drugą część powieści, która zdobyła (tak sądzę) uznanie czytelników.
Akcja opiera się głównie na pewnych wydarzeniach, które są konsekwencją przeszłości pastora Johna. W to wplecione są wyjaśnienia dotyczące życiorysu Bryce'a (który m.in. na wpół ubrany wpół rozebrany w poprzedniej części grał na dudach oraz problemy zdrowotne Maggie oraz związany z tym proces adopcji...Dowiadujemy się także, że Amanda została żoną Amosa. Dylan poświęci swojego trucka w imię mini vana, a doświadczenia obecnej sytuacji nie ominą także jego psa Blue...
Podsumowując książkę czyta się dość dobrze, jednak jak już wspomniałam nie wbija się ona w mój obraz, jaki wyrobiłam sobie na podstawie poprzedniej części a także innej Charlesa Martina. W kolejce do przeczytania czekają na mnie jeszcze inne jego książki, także na pewno jeszcze się tutaj coś pojawi :)
Tymczasem zbieram się do Kościoła i życzę Wam udanego weekendu!
A tutaj cytat już z podziękowań...
"Maggie" to druga część powieści "Umarli nie tańczą". Stwierdzam wszem i wobec, że pierwsza część była lepsza. Taka w stylu Charlesa Martina, mogliśmy poznać uczucia głównego bohatera, zreflektować się...A tu? Co prawda także poznajemy wewnętrzne przeżycia bohaterów, jednak momentami miałam wrażenie, że czytam powieść sensacyjną, przygodową. I nie znaczy to, że czytało się to źle, bo w końcu dobrnęłam do ostatniej strony, jednak to nie to, czego oczekiwałam, czego mogłam oczekiwać po autorze i po pierwszej części. Momentami miałam wrażenie, że jest to bardzo naciągane, wymyślone tylko po to, aby można było napisać drugą część powieści, która zdobyła (tak sądzę) uznanie czytelników.
Akcja opiera się głównie na pewnych wydarzeniach, które są konsekwencją przeszłości pastora Johna. W to wplecione są wyjaśnienia dotyczące życiorysu Bryce'a (który m.in. na wpół ubrany wpół rozebrany w poprzedniej części grał na dudach oraz problemy zdrowotne Maggie oraz związany z tym proces adopcji...Dowiadujemy się także, że Amanda została żoną Amosa. Dylan poświęci swojego trucka w imię mini vana, a doświadczenia obecnej sytuacji nie ominą także jego psa Blue...
Podsumowując książkę czyta się dość dobrze, jednak jak już wspomniałam nie wbija się ona w mój obraz, jaki wyrobiłam sobie na podstawie poprzedniej części a także innej Charlesa Martina. W kolejce do przeczytania czekają na mnie jeszcze inne jego książki, także na pewno jeszcze się tutaj coś pojawi :)
Tymczasem zbieram się do Kościoła i życzę Wam udanego weekendu!
A tutaj cytat już z podziękowań...
Subskrybuj:
Posty (Atom)